Komentarze: 1
No i jest tak jak mialo byc i tak jak przewidzialam. Walentynek okrąglutkie ZERO, szblonik od rodzicow (czt. "zyczenia"). Na pocieszenie dostalam od nich pluszowe serduszko i kubek. Ej! Dlaczego wszyscy zawsze daja mi kubki? Czy ja otworzylam skup porcelany? Nikt o mnie nie pamieta ... Rodzice musza bo zyjemy pod jednym dachem i co chwila sie widzimy. Telefon milczy, zadnych maili , informacji na gg. Jestem samiuteńka ze swoim smutkiem. Nie chodzi tu juz o kopnietego Walentego i jego swieto, ale tak ogolnie. Niby mam duzo znajomych, kumpli, kumpelek, przyjaciolke. Tylko ze kazdy zyje swoim zyciem i nie patrzy na innych. Czasmi zazdroszcze temu zamarznietemu motylowi (patrz wyzej) , on juz ma wszystko za soba ... Dawno sie nie cieszylam tak cal soba, potwornie i cholernie mocno. Stad takie mysli. Owszem byly dorbne radostki, cos zwiazane z dobrami materialnymi (np,. nowa kurtka) ale tez wazniejsze (pogodzenie sie z przyjaciolka). Jakbym chciala zeby ktos tu ze mna siedzial i zebym nie musiala tego pisac na blogu. Wystarczyloby sie wygadac odpowiedniej osobie ...
A co do skrzydel ... Sama nie wiem, nie czuje ich ale moze sa. takie mini-mini?